środa, 1 stycznia 2014

Samotna Angel #2

     Niestety, więzi tej nie było dane przetrwać. Angel wyruszyła w podróż. Nie była zwykła wędrówka, czy tułaczka po świecie, ale podróż w głąb własnego umysłu. Postanowiła zostawić wszystko co łączyło ją z przeszłością … Postanowiła udać się do lasu...

    Jednak ona nie szukała w lesie tego, czego możecie się spodziewać... Promienne blaski słońca przedzierające się przez bujne korony i gęste igły potężnych drzew pokrytych miękkim mchem - to wszystko było jej obce, obojętne. Dla niej prawdziwą siłą, którą dostrzegała w lesie była ciemność. Kochała noc.
    
     Z każdym krokiem czarna otchłań pochłaniała ją coraz bardziej. Coś wzywało ją w głąb tajemniczego lasu, a ona raz po raz potykała się o przygniłe, oślizgłe korzenie. Im dłużej szła, tym bardziej zdawało jej się, że drzewa powolnymi, skrzypiącymi ruchami wyginają się i wiją próbując złapać ją jak w macki. Nagle coś wyrwało ją z dziwnego transu i stanęła sztywno. Rozglądając się dookoła próbowała zrozumieć co się stało. Z każdą chwilą coraz bardziej poddawała się duszącemu strachowi, sparaliżował ją.
Nagle ciszę przerwał tętent kopyt. Angel rzuciła się na ziemię i oparła o drzewo. Była zaskoczona, ale dziwnie spokojna – jakby wiedziała, co się dzieje. Ale czy.....? Nie! To nie mogła być prawda! Czyżby......
Od wielu nocy widziała go w snach. Czarny jak cień jeździec w jakby skórzanej zbroi o potężnych ostrogach dzwoniących nawet przy najwolniejszym kłusie konia. Rumak, potężny i wielki, o czarnej grzywie i pustych, czarnych oczach wydawał się płonąć żywym ogniem. Mary nawiedzały ją każdej nocy, w każdym śnie. Nigdy nie zrobiły jej krzywdy, za to napawały dziwnym ciepłem i spokojem.
Z przemyśleń wyrwało ją diabelskie rżenie. Dwie pary potężnych czarnych kopyt przemknęły tuż przy niej. Błysnęła szabla i..... jeździec jakby rozpłynął się w leśnej mgle. Rozejrzała się jeszcze raz i powoli podniosła z twardej, wilgotnej ziemi. Obok coś zalśniło. Chciała ugasić niewielką iskrę żarzącą się pod jej nogami, ale ta lśniła nadal..... Schyliła się.... To nie była iskra. W dłoni trzymała teraz okrągły medalion. Widniało na nim....pióro. A może to była strzała.... To pozostawało zagadką. W każdym razie, przedmiot lśnił dziwnym złotym blaskiem.
Wiedziała, że musi jak najszybciej wrócić do domu. Podświadomość pomagała jej bez problemu odnaleźć się i trafić. Przez całą drogę myślała jednak całym zdarzeniu. Czuła bliskość z tym dziwnym przybyszem. Czy był człowiekiem? Jaki miał związek z nią? Jakim cudem potrafił zniknąć nagle lub się pojawić? I wreszcie co przyniesie przyszłość? Tak bardzo pragnęła znaleźć odpowiedź na te pytania.... Postanowiła odszukać to samo miejsce następnego dnia....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz